Hipotezy na temat przyczyn śmierci księcia Jeremiego

W 1651 r. pojawiła się przed Wiśniowieckim realna szansa na odzyskanie utraconych majętności. Książę spisał testament, za ostatnie pieniądze zebrał wojsko i wyruszył z królem na ostateczną rozprawę z powstaniem na Ukrainie. Jednak dla Jeremiego była to ostatnia wyprawa, bowiem 20 sierpnia umarł w Pawołoczy. Opisy śmierci wskazują na dolegliwości natury gastrycznej połączone później z wysoką gorączką (sepsa?). Raport z sekcji zwłok nie mówi niczego oprócz tłustości wielkiej i zniszczonych organach wewnętrznych (płucach i sercu). Nawiasem mówiąc, musiało chyba chodzić o tłuszcz trzewny, bo w innej sytuacji niemożliwym by było, żeby niski Jeremi mógł prowadzić tak aktywny tryb życia, o jeździe konnej nie wspominając. Przyczyny śmierci nie da się dziś ustalić. Współcześni księciu podejrzewali otrucie, historycy wspominają o epidemii panującej w obozie, ale równie dobrze mogłoby to być np. zapalenie wyrostka robaczkowego czy woreczka żółciowego albo pęknięcie wrzodu żołądka lub dwunastnicy. Współczesne badania wskazują, że skłonność do wrzodów jest dziedziczna, a bardzo stresujący tryb życia nasila wytwarzanie soków żołądkowych i przyczynia się do rozwoju choroby, szkodzą również: alkohol, potrawy ostre i kwaśne oraz świeże owoce i warzywa. Co ważne, choroba wrzodowa układu pokarmowego może przebiegać zupełnie bezobjawowo. Biorąc zatem pod uwagę, że Jeremi prowadził zdecydowanie stresujący tryb życia, a według pamiętnikarzy zachorował po zjedzeniu surowych ogórków, czy też melonów, i popiciu ich miodem, jego zaś syn zmarł z powodu perforacji wrzodu, można by uznać to ostatnie schorzenie za dość prawdopodobną przyczynę zgonu. Wyjaśniałoby to też nagłość zejścia „całkiem zdrowego” człowieka, jeśli choroba nie dawała objawów. Niestety, odarłoby to śmierć księcia z aury tajemniczości, która narosła przez wieki

Sytuacja po śmierci męża

Dla Gryzeldy zgon męża był katastrofą. Świetnie oddaje to fragment Echa nieszczęsnej śmierci[1], wierszowanego utworu wydanego w 1651 r. przez anonimowego autora związanego z dworem Wiśniowieckich i podpisanego inicjałami I.C.H.:

Lecz nad wszystkich rozumiem, oświecona, tobie,

Cnego męża małżonko, jak drugiej Niobie,

Żal najcięższy z takowej nieszczęsnej nowiny,

Bo tu nie pokrewnego, nie kochane syny,

Ale nad serce, rzekę, przyjacielaś zbyła,

Z którymeś lata złote wić sobie tuszyła.

Nie takiejeś nowiny często wyglądała,

Nie tegoś się nieszczęścia słyszeć spodziewała,

Jakie nad twe mniemanie, o prześwietne uszy,

Nagle przypadł[o], żeś zbyła połowicę duszy.

Tak pospolicie bywa nie to, co człek wroży                           

I sobie obiecuje; inakszy sąd Boży[2].

Wsparcie rodziny

Nie dość, że straciła ukochanego męża, to jeszcze została bez jakichkolwiek środków utrzymania. Tylko dzięki życzliwości i hojności Jana Zamoyskiego przy ciele księcia w kościele sokalskim czuwała służba, a sama księżna mogła przyodziać dwór w żałobę[3]. Jej list, pisany do łowczego przemyskiego, Walentego Fredry, któremu starosta kałuski zlecił opiekę nad siostrą, jest chyba jednym z najbardziej emocjonalnych z całej zachowanej korespondencji i doskonale obrazuje, w jak złym stanie materialnym się znalazła. Brat pozwolił też jej i jej synowi korzystać w dalszym ciągu z gościny w Krzeszowie. Sam jednak, zapewne także źle zniósłszy śmierć wojewody ruskiego, bez mała uciekł za granicę, nie informując nawet o tym drugiej siostry, która z żalem wypomniała mu to w liście[4]. Nie ma powodów wątpić, że również Joanna Koniecpolska wspierała siostrę w tym ciężkim czasie. Ciepła i serdeczna więź, jaka później połączyła księżnę z jej synem, wyraźnie pokazuje, że stosunki między siostrami były jak najlepsze.

I przyjaciół

Gryzeldę wsparli również przyjaciele męża, w tym kanclerz Andrzej Leszczyński, który na początku 1652 r. zorganizował kształcenie Michała przy boku królewicza Karola Ferdynanda[5]. Z listu Wiśniowieckiej do brata wyraźnie wynika, że spiritus movens całego przedsięwzięcia to Leszczyński i to zapewne on przekonał królewicza, że powinien zająć się młodym księciem. Księżna zdecydowała się wysłać syna do Broka po usilnych namowach przyjaciół (w tym samego kanclerza). Michał z czasem zyskał tak wielką sympatię swego opiekuna, że, jak podaje Jemiołowski[6], Karol zapisał mu połowę swego majątku w testamencie. Po śmierci królewicza jednak królowa Ludwika wszystko to w swoję dyspozycją zabrawszy. X. Michała Wiśniowieckiego w swoję też protekcję wzięła i tylko go do dworu cesarskiego wyprawiwszy i coś tam na wikt jego spędowawszy i to niedługo, ostatkiem sama jako chciała rozporządzała. Jemiołowski nieco przesadza, bo Michał otrzymał przyzwoite wykształcenie, choć z majątku Karola Wiśniowieccy nie zobaczyli ani grosza. Propozycja królowej wydawała się być do przyjęcia, zwłaszcza, że sama Gryzelda nie dysponowała żadnymi środkami, aby godnie wykształcić jedynaka tak, jak życzył sobie tego jego ojciec. Cena jednak była wyższa niż mogło się na pierwszy rzut oka wydawać – młody książę wrócił po kilku latach do Zamościa jako zagorzały zwolennik Ludwiki Marii i jej szpieg.

Kwestia pogrzebu Jeremiego 

Święty Krzyż / Wikimedia Commons/ fot. S. Hutryk

Ciało Jeremiego nie mogło w nieskończoność stać w kościele w Sokalu, a ze względu na sytuację na Ukrainie nie można było złożyć go zgodnie z wolą zmarłego w Wiśniowcu. Księżna szukała zapewne innego miejsca, w którym mógłby spocząć chociażby tymczasowo (z niewiadomych przyczyn nie był to rodzinny Zamość). Wreszcie w 1653 r. pojawiła się możliwość przetransportowania zwłok księcia do opactwa na Świętym Krzyżu.  Przypuszczać można, że dużą rolę w tym odegrał zaprzyjaźniony z domem Zamoyskich opat świętokrzyski, Stanisław Sierakowski. Uroczystości odbyły się z okazji drugiej rocznicy śmierci księcia lub krótko po niej. Andrzej Kanon w swoim panegiryku Classicum sepulchrale napisanym z okazji tej uroczystości podaje datę XIII Kalendas Septembris, co część badaczy uznała błędnie za 13 września, podczas gdy według rzymskiej datacji jest to 20 sierpnia i pada w kontekście kolejnej rocznicy śmierci księcia. Z tej samej przedmowy wiadomo, że Jeremi spoczął na Świętym Krzyżu tymczasowo [temporarium hospitium] i księżna planowała pochówek w Wiśniowcu po uspokojeniu sytuacji na Ukrainie.    

Niestety, miejsce, które miało być gwarantem bezpiecznego spoczynku, już dwa lata później zostało splądrowane przez wojska szwedzkie, a następnie węgierskie. Wiadomo, że najeźdźcy tak intensywnie poszukiwali klasztornych skarbów, że wyrzucali również z trumien zwłoki osób pochowanych w podziemiach kościoła, co każe przypuszczać, że nie oszczędzono i ciała wojewody ruskiego. Wielce prawdopodobnym jest również, że zostało ono nie tylko sprofanowane, ale i bezpowrotnie zniszczone (jeśli grabieżcy chcieli sprawdzić, czy nie ma czegoś cennego przy zwłokach księcia, to niestety jedynym sposobem było ich spalenie, bo zostały zakonserwowane w smole). Świadoma tego zapewne była księżna, bo od czasu potopu kwestia pogrzebu Jeremiego znika z kart historii i ani ona sama, ani Michał nie podnoszą więcej tego tematu, nie licząc pamiątkowej tablicy umieszczonej w świętokrzyskim klasztorze. Znamienny jest zwłaszcza testament Wiśniowieckiej, gdzie nie wspomina ona nawet słowem o swoim mężu, a wyraża wolę, żeby spocząć w kryptach rodzinnych kolegiaty zamojskiej obok ukochanych rodziców i żeby pogrzeb jej odbył się razem z pogrzebem brata. Nie ma powodów wątpić, że gdyby była taka możliwość, to z pewnością chciałaby raczej spocząć obok ukochanego małżonka w Wiśniowcu (gdzie Gryzelda zgodnie z ostatnią wolą męża wsparła karmelitańską fundację zniszczoną wojnami, dokonując zapisów na rzecz klasztoru 30 września 1670 r.)  i zaleciłaby synowi pogrzebanie także ojca, skoro poprosiła o tę przysługę dla brata. Ponieważ jednak tego nie uczyniła, to można wysnuć wniosek, że już w 1672 r. nie było szczątków księcia, które można by złożyć w rodzinnym grobie.

Dlaczego Gryzelda pozostała wdową?

Jednym z powodów, który zaważył na pozostaniu wdową, była możliwość sprawowania opieki nad synem, która w innym razie przechodziła na opiekunów. Co prawda Gryzelda i tak obficie korzystała z łaski brata, a jedynaka ostatecznie powierzyła królewiczowi Karolowi, ale zawsze miała wgląd w to, co się z nim działo i wpływ na sytuację, gdyby nie toczyła się po jej myśli. Kolejną ważną korzyścią była możliwość administrowania dobrami, co czyniła także gdy Michał osiągnął dorosłość. Choć nawet gdyby wyszła powtórnie za mąż, Jeremi przynajmniej teoretycznie zabezpieczył ją kwotą siedemdziesięciu tysięcy złotych rocznie, co odpowiadało dziesiątej części wniesionej w posagu sumy. Gryzelda wiedziała też, że fakt pozostania wdową wpłynie pozytywnie na jej wizerunek, a ona sama zyska chociaż namiastkę samodecydowania o sobie i nie będzie uzależniona od czyjejś dobrej woli. Decydującą jednak rolę odegrała sfera emocjonalna. Małżonkowie byli z sobą zżyci i obdarzali się głębokim uczuciem. Widać to szczególnie w testamencie Jeremiego, gdzie nazywa on Gryzeldę miłą małżonką, najukochańszą towarzyszką czy pierwszą po Bogu opiekunką, pełną niezwyczajnych zalet. Książę nie wątpi, że żona nieumierającego afektu swego pokaże stateczność, a całą swoją miłość przeleje na Michała, traktowana jest ona jak równoprawna partnerka, a nie jak posłuszna poddana. Nie brakuje tu bowiem takich zwrotów jak: nie wątpię, nie zagradzam drogi ani też rozumiem [tu: spodziewam się], wskazujących, że Jeremi brał pod uwagę jej zdanie, szanował prawo do rozporządzania własnym życiem i nie miał pewności co do jej decyzji, a opierał się zapewne na ustnych deklaracjach. Znacznie się tym różni od swojego teścia, który niemal wprost napisał w testamencie, że oczekuje od Katarzyny, że nie wyjdzie ponownie za mąż. Jednocześnie Wiśniowiecki był świadomy, że Gryzelda była wychowana w rodzinie, gdzie obowiązywał pewien schemat – niemal wszystkie kobiety zadowalały się jednym małżonkiem. Tak było z Katarzyną Zamoyską, Anną Alozją Chodkiewiczową, Anną Ostrogską, Katarzyną Sieniawską, czy sięgając jeszcze głębiej, Anną Mazowiecką. Prababka Gryzeldy zaś, Zofia z Odrowążów, wyszła po raz drugi za mąż, ale długo się opierała temu pomysłowi. Wszystkie były kobietami o silnych, wyrazistych charakterach, które mogły znaleźć dla siebie ujście jedynie w tej namiastce wolności, jaką było dla kobiety w tamtym czasie wdowieństwo. Mógł więc Wiśniowiecki śmiało przypuścić, że i jego żona nie zachowa się inaczej, bo sam najlepiej wiedział, jak silną osobowość miała. Z dostępnych źródeł wiadomo też, że śmierć męża Gryzelda okupiła ciężką depresją i nawet dwa lata po śmierci Jeremiego Andrzej Kanon stara się pocieszyć księżnę, bo najwyraźniej jest smutna [te a luctu revoca], zatem poszukiwania następcy nie wchodziły w grę. Rudomicz notuje zaś, że w sierpniu 1669 r., 30 lat od zawarcia związku, przesłał Wiśniowieckiej do Warszawy kazanie z jej ślubu. Nie wiadomo jednak, czy księżna chciała mieć je przy sobie ze względów sentymentalnych (20 sierpnia przypadała 18. rocznica śmierci Jeremiego), czy może zamierzała wykorzystać je do zaprezentowania genealogii Michała.

[1] Dostęp: https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8677 19.05.2021

[2] Echo nieszczęsne śmierci…, skan 11, w: https://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8677 dostęp: 19.05.2021; ze sług wymienionych w testamencie Jeremiego Wiśniowieckiego inicjałom autora odpowiadał Jędrzej Chlebowski.

[3] List Gryzeldy Wiśniowieckiej do Walentego Fredry AGAD AZ 2901 s. 957.

[4] List Joanny Koniecpolskiej do Jana Zamoyskiego AGAD AZ 1088 s.1.

[5] List Gryzeldy Wiśniowieckiej do Jana Zamoyskiego AGAD AZ 1157, s. 1. I. Czamańska bezpodstawnie przypisuje inicjatywę księżnej.

[6] Jemiołowski M., Pamiętnik towarzysza…, s. 50