Serdeczne podziękowania składam Pani Antoninie Lytovchenko, em. pracownicy Muzeum Narodowego Historii Ukrainy w Kijowie, która wydatnie przyczyniła się do ustalenia najważniejszych faktów dotyczących obrazu księżnej, a w swojej pracy naukowej wielokrotnie tym obrazem się zajmowała, a która bardzo szczodrze podzieliła się ze mną swoją wiedzą i materiałami.
Kobieta o wielu twarzach
Do czasu publikacji monografii prof. Czamańskiej na temat Wiśniowieckich w 2007 r. nikt z badaczy nie zadał sobie trudu odnalezienia w muzeach wizerunku księżnej i funkcjonowała ona w literaturze, tak popularnej, jak i fachowej, z twarzami różnych kobiet. Zaczęło się od tego, że Adam Przyboś w biografii króla Michała i Bożena Krzywobłocka w swojej książce „O mieszkańcach Zamku Warszawskiego” wykorzystali portret Cecylii Renaty, który na długie lata utrwalił się jako wizerunek księżnej Wiśniowieckiej. Korzystali z niego również twórcy serialu „Ogniem i mieczem”.
W innej publikacji pojawił się również portret Anny Medici. Dlaczego uznano, że to Gryzelda? Nie wiadomo. Być może wystarczył fakt, że obie panie były niemal równolatkami…
Gryzelda otrzymała również twarz księżnej Teresy z Rydzyńskich Woronieckiej, której portret na odwrocie podpisany został nazwiskiem Wiśniowieckiej.
Na uwagę zasługują również dwa portrety znajdujące się w jej rodzinnym Zamościu przedstawiające damę, która, co prawda jest podpisana jako „Konstancya Gryzelda kancle[rzanka] W[ielka] K[oronna] Wiśniowieckiego”, ale niekompletny napis oraz strój i uczesanie według mody z czasów saskich wskazują, że obraz powstał kilkadziesiąt lat po śmierci księżnej. Z pewnością zaś żaden z nich nie przedstawia „staropolskiego obyczaju matrony”, jak opisywali Gryzeldę współcześni.
Prawdziwy portret księżnej
Zachowało się pięć wariantów jednego portretu uznawane za wizerunek Gryzeldy, w tym jeden z XVII w., a pozostałe z XIX w.
Kijów
Najstarszy portret księżnej znajduje się w Muzeum Narodowym Historii Ukrainy w Kijowie. Według ustaleń badaczy ukraińskich powstał on ok. 1670 r. i pochodzi z galerii książąt Korybutów z pałacu w Wiśniowcu. Obraz w dolnej i środkowej części nosi ślady działania wysokiej temperatury (konserwatorzy podejrzewają świece). Z dużym prawdopodobieństwem można więc uznać, że został on użyty w czasie warszawskich egzekwii księżnej w czerwcu 1672 r., gdyż w anonimowy pamiętnikarz donosi, że widział obraz Xiężny Jejmci, w ramach okrągłych ovalis figurae [podkr. – J.B.] , trupiemi główkami i kościami, miasto laurów, ozdobionych, i lampami gorającemi [podkr. – J.B.] dokoła obłożonych i dodaje jeszcze, że były po rogach cztery lichtarze srebrne, pełne świec jarzęcych, których było dwa tysiąca, i lamp dwa tysiąca [podkr. – J.B.], co dostatecznie wyjaśnia zniszczenia.
Wizerunek ma wymiary 174×114 cm i obejmuje niemal całą postać, co może wskazywać, że była ona naturalnych rozmiarów. Nie powinno to dziwić, jeśli się weźmie pod uwagę, że obraz nie był portretem trumiennym, lecz elementem skomplikowanej dekoracji castrum doloris. Na pierwszy rzut oka przedstawia klasyczną staropolską wdowę w obowiązkowej żałobie. Na głowie ma założony biały czepiec ozdobiony czarną koronką (być może siatką lub haftem), na nim nieprzezroczysty welon wdowi (rańtuch), całość wieńczy czworokątny futrzany kołpak spotykany również na innych portretach z epoki, (np. Sabiny Haza Radlic z MN w Poznaniu). Poniżej postać księżnej zamienia się w czarnobrązową bryłę, na tle której odznaczają się tylko jasne dłonie i ozdobne rękawy. Po prawej stronie można dostrzec stolik z mitrą książęcą i modlitewnikiem. Obraz, podobnie jak wszystkie z galerii książąt Korybutów z Wiśniowca, został podpisany. Pierwotnie napis był w j. łacińskim i brzmiał: Gryzeldis Constantia/ S.Zamoscie ducissa Wisznio/wiec, regis Poloni AE Michaelis primi/ ALMA MATER. Później go zamalowano i zamiast tego umieszczono napis w języku polskim następującej treści: Grizelda Zamoyska, Tomasza Za/moiskiego Kanclerza Koronnego Corka, Xcia Hieremiego Wiszniowiec/kiego Woiewody Ruskiego Zona/ Matka Michała Krola Polskiego. Nad napisem widnieje herb księżnej w otoczeniu gałązek palmowych, odzwierciedlający sygnet pieczętny właścicielki (o herbie księżnej więcej tu). W górnej części obrazu widoczna jest czarnobrązowa kotara, a po lewej stronie podobno widoczny jest (wierzę na słowo konserwatorom) ozdobny panel na ścianie będący kompozycyjną równowagą dla stolika.
Po bliższej analizie na portrecie tym można dostrzec kilka dość interesujących szczegółów. Uwagę zwraca przede wszystkim różaniec, jest słabo widoczny, dopiero po bliższych oględzinach można stwierdzić, że jest czerwony. Pojawia się on na dziewiętnastowiecznej ukraińskiej kopii portretu, ale jest czarny w przeciwieństwie do pozostałych wersji. Charakterystyczny krzyż jest niemal niewidoczny; o ile pojawił się na polskich kopiach obrazu, o tyle nie ma go na wersji ukraińskiej. Wiele do życzenia pozostawia również strój księżnej – nawet konserwatorzy mieli problem z określeniem, w co tak właściwie ubrana jest Gryzelda. Prześwietlenie rentgenowskie twarzy Wiśniowieckiej wykazało, że z jakiegoś powodu również zamalowano obramowanie czepca widoczne wyraźnie na portretach z Kozłówki. Również niedbałe ułożenie prawej dłoni księżnej wywołuje wrażenie, że ma ona tylko cztery palce, podczas gdy na wszystkich kopiach jest ich pięć. Całość sprawia wrażenie kopii innego portretu przygotowanej naprędce w maju 1672 r. na uroczyste egzekwie. Obraz miał być zawieszony wysoko w zaciemnionym kościele, więc prawdopodobnie malarz nie zadał sobie zbyt wiele trudu, żeby dokładnie przedstawić postać księżnej.
Otwartą kwestią pozostaje, na ile twarz z obrazu odzwierciedla jej rzeczywiste rysy. Pewnymi czynnikami skłaniającymi do uznania autentyczności mogą być lekki prognatyzm i asymetryczne usta modelki. Prognatyzm ponoć występował w rodzinie Piastów mazowieckich, a Habsburgowie wprost deklarowali, że zawdzięczają swoją słynną wargę Cymbarce, zatem i księżna mogła odziedziczyć je po praprababce, zwłaszcza, że delikatnie wysunięta żuchwa i asymetryczne usta pojawiają się też na portretach rodziny Lubomirskich, m.in. Krystyny Radziwiłłowej i Stanisława Herakliusza. Cechy te uwidaczniają się również na portretach brata Gryzeldy, Jana.
Ciekawostką jest, że portret Wiśniowieckiej jest jednym z najstarszych przykładów kobiecego malarstwa portretowego zachowanych w kijowskim muzeum. Badacze przypuszczają również, że był on pierwszym, który znalazł się wiśniowieckiej galerii książąt Korybutów w ogóle i był dla nich wzorcem. Cały artykuł dostępny w j. ukraińskim tu.
Portret doczekał się dziewiętnastowiecznej wiernej kopii. Niestety źródła ukraińskie nie precyzują, gdzie ona się znajduje.
I kilku wariacji. Pytanie brzmi, czy na pewno pochodzących bezpośrednio od niego… Różnorodność wersji zdaje się sugerować, że prawdopodobnie istniał inny portret księżnej i to on stanowił punkt wyjścia dla wszystkich przedstawionych tu opcji.
Akwarela na bazie portretu z galerii wiśniowieckiej pałacu Radziwiłłów w Nieświeżu
Akwarela ta powstała w XIX w. na bazie portretu znajdującego się w galerii wiśniowieckiej pałacu Radziwiłłów w Nieświeżu (więcej tutaj). Kopia nieświeska powinna była powstać na bazie portretu z Kijowa, ale widać tu znaczące różnice. Przede wszystkim przedstawiona została cała postać, która trzyma w prawej ręce różaniec z dużym ozdobnym krzyżem. Dłoń ma co prawda cztery palce, ale ma to swoje uzasadnienie. Nakrycie głowy jest zdecydowanie delikatniejsze, zamiast czarnego „czegoś” księżna ma na sobie zgrabny płaszcz obszyty futrem, czepiec zaś otrzymał ogromną kokardę zawiązaną pod brodą. Niestety, akwarela nie oddaje rysów księżnej. Oryginał być może znajduje się w przepastnych magazynach muzeum narodowego w Mińsku.
Mniejszy portret z Muzeum Zamoyskich w Kozłówce.
Powstał na przełomie XIX i XX w. Na pierwszy rzut oka wygląda jak kopia portretu z Kijowa. Prawa dłoń jednak ma właściwą liczbę palców bez biżuterii i trzyma jaskrawoczerwony różaniec z ozdobnym krzyżykiem, nie tak wielkim, jak ten na nieświeskiej akwareli, ale o takim samym charakterystycznym kształcie. Zniknął również podpis obrazu, został tylko herb Jelita bez mitry. Najciekawsza jednak jest twarz księżnej. Mianowicie artysta, mimo że zachował wszystkie szczegóły typu cienie wokół oczu, postanowił zmienić jej kształt nosa i domalować lekki rumieniec. Brakuje tu też ozdobnika ściany po lewej stronie, a czepiec ma ozdobne brzegi, zamalowane w nieznanym czasie na portrecie z Kijowa.
Większy portret z Muzeum Zamoyskich w Kozłówce
Powstał również pod koniec XIX w. Pierwotnie przedstawiał księżnę w całej postaci upozowaną jako lustrzane odbicie portretu Katarzyny Zamoyskiej pędzla Kasińskiego. Podobnie jak matka, Gryzelda trzyma w ręku czerwony różaniec, a jej druga dłoń spoczywa na książce leżącej na stoliku, zapewne jest to modlitewnik. Biorąc pod uwagę aktualne wymiary, można założyć, że postać Wiśniowieckiej była naturalnej wielkości. Wyraźnie widać też, że z jakichś powodów obcięto znaczną część obrazu. Moim zdaniem, odjęto po ok. 20 cm z każdej strony (modelka powinna być na środku jak matka) i ok. 50 cm od dołu. Krzesło po lewej stronie prawdopodobnie było całe, po prawej odcięto mitrę i 2/3 napisu, na dole nogi w okolicy kolan i kawałek podłogi. Portret wykazuje znaczące podobieństwo rozkładu cieni i szczegółów twarzy do portretu kijowskiego i mniejszego z Kozłówki, jednak znów kolejny artysta zmienił kształt nosa księżnej. Czepiec ma ozdobne obramowanie. Obraz, podobnie jak kijowski, jest podpisany – fragment łacińskiego napisu widać jednak nie obok twarzy księżnej, ale w prawym dolnym rogu. Wiele wskazuje, że obie inskrypcje niewiele się różnią pod względem treści. Jednak portret obfituje też w szczegóły, których nie ma na pozostałych kopiach. Za księżną widać bogato zdobione ażurowymi rzeźbami krzesło z herbem Jelita (być może ordynackie z Sali Hetmańskiej zamojskiego zamku) i leżący na nim płaszcz królewski. Uwagę zwraca również staranne odwzorowanie stroju księżnej. Welon wdowi jest delikatny i przezroczysty, a kołpak zamienił się w zgrabny toczek, choć nadal czworokątny. Widać również, że Wiśniowiecka jest ubrana w aksamitny płaszcz przyozdobiony futrem, a nie w nieokreślone czarne „coś”. Wzrok przyciągają też ozdobne, oddane z detalami rękawy koszuli lub sukni widoczne spod płaszcza i brak biżuterii. Należałoby się spodziewać pierścienia ślubnego na serdecznym palcu lewej ręki, jak na staropolską wdowę przystało, ale niczego takiego nie ma. Dodatkowym elementem jest również kolumna nieobecna na innych wersjach portretu.
Jest rzeczą dość prawdopodobną, że portret ten został namalowany na podobnej zasadzie, jak portrety Katarzyny Zamoyskiej – najpierw był oryginał w Zamościu, potem zrobiono z niego kopię do Warszawy, z której powstała kolejna kopia (lub nawet obie kopie) do pałacu w Kozłówce. W przeciwieństwie jednak do portretu Katarzyny, oryginał zaginął w pomroce dziejów. Od niego jednak przypuszczalnie powstała kopia do Nieświeża, jak i kopia kijowska użyta w czasie egzekwii, namalowana prawdopodobnie w maju 1672 r. Mniejszy portret z Kozłówki zaś wygląda jak połączenie kopii kijowskiej (całokształt postaci) i powyższej jeszcze w całości (twarz, różaniec).
Ciekawostką jest, że na niemal identycznym tle namalowany został portret Marcina Zamoyskiego. IV ordynat znajduje się w tym samym wnętrzu (kolumna), przy stoliku nakrytym zielonym aksamitem i krzesłem po swojej prawej stronie. Jest ono jednak skromniejsze, a ciemnozielona kotara rozciąga się nie z prawej, lecz z lewej strony. Nie są znane przyczyny, dla których Zamoyski znalazł się na portrecie tak bardzo podobnym do swojej największej rywalki.
Pałac Zamoyskich w Warszawie.
Istniała również jeszcze inna wersja portretu księżnej, która znajdowała się w Pałacu Zamoyskich w Warszawie, ale prawdopodobnie tak, jak portrety Katarzyny i Tomasza Zamoyskich, była to dziewiętnastowieczna kopia, która według wszelkiego prawdopodobieństwa uległa zniszczeniu w czasie Powstania Styczniowego razem z resztą wyposażenia pałacu i biblioteką w odwecie za udostępnienie budynku powstańcom w celu przeprowadzenia zamachu albo w czasie drugiej wojny światowej. Nie wiadomo, na ile przypominała portrety z Kozłówki. Niestety, Jan Feliks Piwarski kopiując portrety, pominął portret księżnej i nie zostawił również jego opisu (nie podał nawet imion, tylko samo nazwisko).
Jak zatem wyglądała Gryzelda Wiśniowiecka?
Z pewnością była niska, nawet jak na standardy XVII w. Wywnioskować to można z faktu, że niewysocy byli jej brat, mąż i syn, na tyle, że zwracali na to uwagę współcześni. Prawdopodobnie miała też ciemne włosy. I to tyle, co można stwierdzić na podstawie źródeł. Namiastkę jej wyglądu można znaleźć w Fax nuptialis A. Abreka:
Iungitur Tibi sponsa illa, quae cum aetate florenti, facie liberali, vultu ingenuo, forma venusta, incessu gravi, sermone parco, aspectu amaeno coniungit una virtutes amplissimas. Non potest esse, ut prudentia ipsa dictat, non potest esse alius corpori color, alius animo. Internam compositionem, externa compositio arguit: et frons, oculi, vultus cum fere nunquam mentitur, tum [nieczytelny cytat grecki] (…)
Iidem ergo narrant ad primum obtutum omnibus nostram Illustrissimam Griseldim Constantiam nec fefellisse naturam, nec a natura falsam esse. Narrant in ea formam animi venustissimam, pudicitiam, veram probae indolis indicem, honestarum actionum custodem, innocentiae magistram, omnium virtutum matrem. Narrant candorem, modestiam, gravitatem, taciturnitatem, pietatem, sapientiam. Uno verbo narrant, ut unum [nullum?] leve, nullum importunum, nullum mole in gestu et verbulis eius singulis notarit quisquam vestigium.
[Dołącza do ciebie owa panna młoda, która najznakomitsze cnoty łączy z kwitnącym wiekiem, twarzą piękną, obliczem delikatnym, powabną postacią, krokiem poważnym, oszczędną mową, przyjemnym wejrzeniem. Nie może być, jak sama roztropność wskazuje, nie może być inny wygląd twarzy, a inny ducha. Wygląd oddaje obraz wnętrza i jak nigdy nie kłamią czoło, oczy i twarz, tak (…)
One więc mówią wszystkim, że już na pierwszy rzut oka nasza najjaśniejsza Gryzelda Konstancja ani nie oszukała natury, ani przez naturę nie została oszukana. Opiewają w niej najpowabniejszą właściwość ducha – wstydliwość, wskaźnik prawdziwy wrodzonej obyczajności, strażniczkę uczciwych czynów, nauczycielkę niewinności. Opowiadają o szczerości, skromności, powadze, małomówności, pobożności, mądrości. Jednym słowem mówią, że nikt nie dostrzegł w jej słówkach najdrobniejszych i czynach [żadnego] śladu płochości, bezczelności, lubieżności. – tłum. J. B.]
Zgodnie z propagowaną od czasów starożytnych koncepcją kalokagathii profesor zachęcał Jeremiego, żeby na podstawie wyglądu zewnętrznego wysnuł wnioski o pięknym wnętrzu panny młodej. Gdyby uroda kanclerzanki budziła wątpliwości, to niewątpliwie skupiłby się na innych godnych pochwały cechach jak skromność, wstydliwość czy obyczajność i, dyskretnie pomijając drażliwą kwestię urody, nie narażał dziewczyny na śmieszność, a siebie na niełaskę. Jest to panegiryk i nie wolno o tym zapominać, jednak nadal bardziej wiarygodny niż nieszczęsne „Rozmowy umarłych Polaków” zacytowane przez prof. Tomkiewicza w biografii Jeremiego. Powstały one prawie pięćdziesiąt lat po śmierci Gryzeldy i przyczyniły się do krzywdzącej opinii, że kanclerzanka była nieładna. A wystarczy przecież przyjrzeć się, z jakim uporem próbował ją zdobyć dla rodu Radziwiłłów Albrycht, żeby wyciągnąć wnioski, że nie było tak źle. Gdy się bowiem prześledzi jego starania o znalezienie drugiej małżonki zanotowane w Pamiętniku, to łatwo zauważyć, że uroda panny była dla kanclerza litewskiego istotnym czynnikiem decydującym o wyborze żony, niemal tak ważnym jak posag. Zwraca uwagę sposób, w jaki Albrycht opisuje swoje starania o Gryzeldę. Pisze on mianowicie: Posłałem mojego kuzyna (…) w pewne miejsce dla kuszenia Rebeki. Postać ta w Wulgacie (Gen 24,16) scharakteryzowana jest jako puella decora nimis virgoque pulcherrima et incognita viro [dziewczyna nader ponętna, dziewica najpiękniejsza i nieznająca męża]. Jasno widać zatem, że Radziwiłł był naprawdę pod wrażeniem walorów zewnętrznych panny Zamoyskiej. Również Niesiecki w swoim herbarzu na jakiejś podstawie charakteryzuje Gryzeldę następująco: Była to Pani jak urody pięknej, tak cnót wybornych, osobliwiej pokory, tak że się zdała zapomnieć, że była matką królewską. Z jej wyglądu najwyraźniej też był zadowolony jej mąż, skoro nie rozglądał się za innymi kobietami, a obydwoje tworzyli zgrane i wierne sobie małżeństwo, wielokrotnie wskazywane przez współczesnych jako wzorcowe. Wobec tych informacji nie da się utrzymać twierdzenia, że księżnej brakowało urody.
A oto, co się stanie, jeżeli z portretu pogrzebowego domniemanej księżnej zdejmie się brzemię lat, niezdrowego trybu życia i kłopotów. Niespodziewanie oczom widza ukazuje się całkiem przyjemna młoda kobieta.