Anna była pierwszą polską poetką, której twórczość dotrwała czasów współczesnych[1]. Urodziła się pomiędzy 1651 a 1654 rokiem jako córka Michała Stanisławskiego i Krystyny z Szyszkowskich, córki kasztelana wojnickiego Piotra. Ze strony matki pokrewieństwo łączyło ją z kilkoma rodami magnackimi, jej matka bowiem była córką Zofii z Zebrzydowskich (zm. ok. 1639r.), a ta z kolei córką Barbary Lubomirskiej, siostry Stanisława Lubomirskiego, wojewody krakowskiego, Katarzyny Ostrogskiej, żony księcia Janusza Ostrogskiego, Krystyny Koniecpolskiej, żony Stanisława Koniecpolskiego i Zofii Oleśnickiej, babki drugiego męża poetki. Więzy pokrewieństwa łączyły więc Stanisławską z Aleksandrem Lubomirskim – kuzynem babki, Stanisławem Herakliuszem Lubomirskim – synem Jerzego i z jego pozostałymi dziećmi oraz ze Stanisławem Koniecpolskim, synem Aleksandra, kuzynami matki drugiego stopnia. Ponadto w gronie krewnych znajdowały się córki Michała Zebrzydowskiego i dzieci Katarzyny Sobieskiej z małżeństwa z Władysławem Dominikiem Zasławskim – Ostrogskim.
Dziewczyna po śmierci matki wychowywała się klasztorze pod okiem siostry babki, Dominiki Zebrzydowskiej, a po jej śmierci zajął się nią Michał Zebrzydowski, brat babki. Kiedy Anna podrosła na tyle, że mogła wyjść za mąż, ojciec postanowił zadbać o to, żeby materialnie niczego jej nie brakowało. Niestety, wybór był fatalny. Wbrew zdrowemu rozsądkowi została bowiem wydana w 1668 r. za Jana Kazimierza Warszyckiego. Nie sposób ustalić po ponad trzystu latach, co kierowało ojcem dziewczyny, że przymusił jedynaczkę do małżeństwa z upośledzonym synem człowieka znanego ze swego okrucieństwa, który nie cieszył się szczególnym poważaniem wśród magnatów. Poetka wspomina, że stało się to za namową jej macochy, Anny z Potockich[2]. Dziewczyna opierała się, prośbą i groźbą próbowała wyperswadować ojcu kandydata na zięcia. Stanisławski był chyba jednak przekonany, że małżonek córki będzie łatwy do kierowania, a z dala od ojca się zmieni. Stanisław Warszycki, kasztelan krakowski i ojciec pana młodego, obiecał mu też, że młodzi otrzymają znaczną część majątku we własny zarząd. Anna zostałaby wtedy faktyczną panią na rozległych dobrach mężowskich. Niestety, jak to w życiu bywa, wszystko poszło całkiem na opak. W czasie wesela macocha poetki wyciągnęła z kasztelana krakowskiego informację o jego zamiarach względem młodych. Okazało się, że stary Warszycki ani myśli dotrzymywać umów, jakie zawarł ze Stanisławskim, lecz zamierza trzymać młodych pod swoją kuratelą. Wojewoda kijowski zobaczywszy, jaki los gotuje jedynaczce, próbował wyzwolić ją z niechcianego jarzma. Nie zdążył jednak, bo zmarł zanim udało się cokolwiek załatwić. Poprosił tylko Jana Sobieskiego o opiekę nad córką.
Anna została pozostawiona niemal sama sobie. Do tego doszły kłótnie z macochą o spadek po ojcu. Kiedy wreszcie odezwał się do niej Sobieski, poradził poetce przede wszystkim pogodzić się z wdową po ojcu i pod tym pretekstem Anna mogła zjawić się w Warszawie. Teść bowiem przeczuwając, że coś się święci, nie chciał jej puścić do stolicy. Z jego też polecenia zamieszkała w klasztorze, gdzie odwiedził ją rozgniewany mąż. Próbował on zmusić Annę do powrotu, ale ona, czując się pewnie za kratą, ani myślała wystawiać się na jego atak, który zapewne skończyłby się co najmniej pobiciem. Na szczęście dla Stanisławskiej jej sprawą zainteresowała się również Katarzyna Radziwiłłowa, siostra Jana Sobieskiego. Sercu księżnej zapewne były bliskie nieszczęścia młodej mężatki, bo sama doświadczyła podobnego losu w młodości, kiedy matka wydała ją wbrew jej woli za Władysława Dominika Zasławskiego. 3 czerwca 1669 r. doszło do zawarcia formalnej zgody z macochą poetki. Kasztelan Warszycki tymczasem nabrał pewności, że synowa chce jednak się rozwieść, planował podobno nawet ją porwać i osadzić w jakiejś majętności, żeby nie uciekła. Znając jego wyczyny, można przypuszczać, że chłosta byłaby najmniejszym problemem Anny. Na szczęście jego zamiary się nie powiodły, bo przyjaciele i krewni pilnowali, żeby dziewczynie nic się jej nie stało. Oznajmiła ona teraz już wprost Warszyckim o planach rozwodu. Jej decyzja spotkała się z ostrym sprzeciwem ze strony kasztelana. Po przedstawieniu dwunastu świadków na to, że Michał Stanisławski nie chciał jednak oddać córki Warszyckiemu i czuł się oszukany, a sama panna nie miała woli wyjść za mąż, udało się po miesiącu uzyskać formalne unieważnienie małżeństwa przed sądem duchownym, jednakże problemem stały się kwestie finansowe. Kasztelan krakowski był obsesyjnie chciwy i zażądał od synowej szczegółowego rozliczenia ze wszystkiego, co otrzymała od niego od czasu zawarcia związku, włącznie z dziecinnymi jeszcze ubraniami męża i zjedzonymi przez mole futrami. Warszycki zwlekał, odwoływał się do Rzymu i nawet wsparcie Anny przez nowego elekta, którego zwolennikiem był kasztelan krakowski, nie przyniosło szczególnych efektów. Dopiero na koronacji Michała w Krakowie zakończenia sprawy podjęła się Gryzelda. Oto, co pisze o tym sama Anna[3]:
- Bóg zaś wszystkich serca sprawił,
każdyby mię rad wybawił
Z tej niewoli, gdyby mogli,
żeby na starym wymogli.
Znowu protekcją dała
ta, co synem króla zwała,
Mitrę mając na swej głowie,
dość wspaniała w swojej mowie.
Choć poetka wcześniej o tym nie wspominała, najwyraźniej księżna Wiśniowiecka po raz kolejny (znowu) zajęła się jej sprawą. Ciekawa jest również wstępna charakterystyka Gryzeldy – dość wspaniała w swojej mowie. Nie wiadomo jednak, czy ta wspaniałość polegała na sposobie mówienia, czy poetce chodziło o przekazywaną treść, tj. obietnicę pomyślnego załatwienia sprawy.
- Ta ten ciężar bierze na się;
lub zatrudniona w tym czasie,
Chce mię uwolnić usilnie:
koło czego chodzi pilnie.
Swoję powagę w to wnosi,
a starego o to prosi,
Ażeby ją tym darował,
a sprawy nie atentował.
Wiśniowiecka, mimo że ma sporo na głowie w trakcie koronacji, nie odmawia Annie pomocy. Być może również i ta sprawa miała jej posłużyć do pozyskiwania stronników dla syna. W końcu poetka jest protegowaną Sobieskiego, największego wroga Michała, i wykazanie pomocy w tej kwestii mogłoby wpłynąć na ocieplenie wzajemnych stosunków. A może po prostu współczuła młodej mężatce skazanej na nędzny los u boku szaleńca, który zagrażał jej życiu. Z pewnością księżna świetnie znała poczynania Warszyckiego. Był on przecież kiedyś żonaty z kuzynką Jeremiego, Heleną, którą mimo ciąży kazał publicznie wychłostać, gdyż podejrzewał, że go truła. Wiśniowiecka wykazuje się inicjatywą i aktywnością, wykorzystuje również wszystkie dostępne środki, żeby doprowadzić rzecz do pomyślnego końca. Poetka scharakteryzowała ją tu jako osobę odznaczającą się powagą, czyli autorytetem.
- I choć jej to obiecuje,
leć coraz to wynajduje
Jakiesi chimery nowe,
które były mi niezdrowe.
Ona przecie nie ustaje,
ale mi jeszcze przydaje
Człeka swego domowego,
co posłem sejmu owego:
Warszycki próbuje lawirować. Z jednej strony obiecuje księżnej, że oczywiście zgadza się na wszystko, ale z drugiej próbuje postawić na swoim. Wiśniowiecka jednak nie daje się na to nabrać i nie tylko się nie zniechęca, ale wysyła do kasztelana swojego zaufanego człowieka, który jest posłem na sejm koronacyjny. W jakim stopniu było to wszystko zaplanowane, dziś nie sposób rozstrzygnąć. W każdym razie przez ten prosty zabieg udało się zastawić na Warszyckiego pułapkę. Z dużym bowiem prawdopodobieństwem można było przewidzieć, że prędzej czy później nieokiełznany charakter teścia Anny da o sobie znać, co też wkrótce nastąpiło.
- By tam jej imieniem stawał,
a jej o wszystkim znać dawał,
A ze mną się zawsze znosił,
czego trzeba, to donosił.
Zrazu dobrze go traktował,
po tym zaś dyshonorował;
Gdy mu się w czymsi sprzeciwił,
aż on kijem go nachylił.
- Idzie już skonfundowany,
a, że był posłem obrany,
Chce mu popręgów dopinać[4] –
sprawę na sejm chce z nim wszczynać.
Jakoż dokazałby swego,
boby mu przypłacił tęgo;
Co gdy widzi, że pobłądził,
sam się winnym być osądził.
Człowiek Wiśniowieckiej sprzeciwił się woli Warszyckiego i dostał kijów. Bicie szlachcica było złym pomysłem, ale bicie posła było po prostu głupie. Gdy kasztelan usłyszał, że poseł zamierza go pozwać przed sąd sejmowy, chciał przeprosić i uznał swoją winę.
- Tu sposoby wynajduje, –
już sam do mnie wyprawuje:
>> Jeśli chce, by wolna była,
żeby posła pogodziła<<
Ale trudny on do tego;
leć, że starania swojego
Księżna sama przyłożyła,
zaczym go uspokoiła.
Tamten jednak był nieusatysfakcjonowany. Warszycki więc, chcąc uniknąć kłopotów, poprosił o wstawiennictwo synową. Jednak dopiero za staraniem księżnej poseł odstąpił od pozwu. Dziś nie sposób już rozstrzygnąć, czy Gryzelda to wkalkulowała w swój plan, czy był to szczęśliwy zbieg okoliczności, którego Wiśniowiecka nie omieszkała wykorzystać.
- Ale go nie wypuszczamy,
w terminie jeszcze trzymamy,
Póki się nie deklaruje,
a mnie w grodzie nie kwituje.
Panie skwapliwie skorzystały z okazji i nie powiedziały od razu Warszyckiemu, że poseł zgodził się odstąpić swoich pretensji, tylko zaciągnęły kasztelana przed akta grodzkie, żeby złożył oświadczenie, że nie rości do synowej żadnych pretensji. W oczy rzuca się użycie pierwszej osoby liczby mnogiej – nie wypuszczamy i trzymamy, wskazujące na współdziałanie. Jest to bodajże jedyne takie miejsce w poemacie, gdzie Anna takiej formy używa. Nawet bowiem opisując starania Sobieskich przy jej sprawie rozwodowej, nigdy nie używa formy my, wskazuje raczej, że działała sama lub że ktoś zrobił coś dla niej.
Rola Wiśniowieckiej jest tu nie do przecenienia. Ona jedna była w stanie okiełznać zapędy kasztelana krakowskiego i to jeszcze w taki sposób, że nie opuścił stronnictwa jej syna. Tylko dzięki jej zapobiegliwości i nieustępliwości Anna odzyskała wolność i mogła się cieszyć życiem u boku zdrowych, normalnych kolejnych dwóch mężów.
Artykuł Idy Kotowej nt. Anny ze Stanisławskich w:
[1] Losy Anny opisała Ida Kotowa w obszernym artykule zamieszczonym w Pamiętniku Literackim 31/4/4 1934 s. 267-290, link powyżej.
[2] Anna z Potockich była córką Marii Mohylanki i kuzynką Jeremiego Wiśniowieckiego.
[3] Stanisławska Anna, Transakcyja albo opisanie całego życia jednej sieroty przez żałosne treny od tejże samej pisane roku 1685, w: https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/895/edition/1307/content dostęp: 28.11.2021
[4] Popręgów dopinać – okiełznać, ukarać.