Porażka w mediacjach w sprawie starostwa przemyskiego.
Cała sprawa zaczęła się w 1650 r., kiedy to Jeremi Wiśniowiecki otrzymał starostwo przemyskie w ramach rekompensaty za zniszczenia wojenne i koszty poniesione na rzecz wojska. Jednakże ponieważ prawo zabraniało łączyć urząd wojewody i starosty w jednym województwie, książę starostą jurydycznym mianował w zastępstwie za siebie jednego ze swoich zaufanych sług, Marcina Madalińskiego. Dopóki starostwo było we władaniu Wiśniowieckiego, Madaliński nie sprawiał większych kłopotów. Jednak w tym czasie starostowie przemyscy zmieniali się jak w kalejdoskopie. W latach 1650-51 funkcję tę pełnił Jeremi Wiśniowiecki, po nim Marcin Kalinowski, który zmarł w 1652 r., następnie Jerzy Lubomirski w latach 1653-56, potem w 1656 r. Władysław Dominik Zasławski – Ostrogski i jego żona Katarzyna z Sobieskich, która po śmierci pierwszego męża wniosła starostwo drugiemu mężowi, Michałowi Kazimierzowi Radziwiłłowi[1].
Marcin Madaliński, człowiek obrotny, po śmierci Wiśniowieckiego przystąpił do negocjacji z Marcinem Kalinowskim w sprawie zachowania kompetencji jurydycznych i, jak wynika z poniższego listu, panowie zawarli porozumienie o pozostawieniu Madalińskiego na dotychczasowym stanowisku, zwłaszcza, że hetman otrzymał również nominację na województwo ruskie po Wiśniowieckim, której jednak ostatecznie nie przyjął. Po śmierci Kalinowskiego w 1652 r. zapobiegliwy Madaliński wystarał się o zatwierdzenie swojego stanowiska przez króla i ustalenie mu stałej pensji z tego tytułu. Co kierowało królem, że dał mu takie przywileje, tego nie wie nikt, ale skutek tego był taki, że kolejni starostowie nie mogli się pozbyć uciążliwego urzędnika, a cała sytuacja z upływem czasu tylko eskalowała i doprowadziła do pożałowania godnych wydarzeń. Madaliński czuł się na tyle pewnie na swoim stanowisku, że pozwał Michała Kazimierza Radziwiłła o zaległą pensję z tytułu pełnionej funkcji i proces ten wygrał. Radziwiłł, chcąc pozbyć się pretensji natręta, zgodził się wydzierżawić starostwo Madalińskiemu za najniższą opłatą roczną. Gdy jednak zorientował się, jak wielki błąd popełnił (jako że starostwo było bardzo dochodowe), spór rozgorzał na nowo. I w tym mniej więcej momencie zdesperowany Radziwiłł zwrócił się najwyraźniej z prośbą o pomoc również i do Gryzeldy Wiśniowieckiej w przekonaniu, że księżna będzie w stanie przekonać Madalińskiego do renegocjacji ugody lub ustąpienia. Wiśniowiecka zgodziła się mediować pomiędzy zwaśnionymi stronami. Na początku 1660 r. wysłała więc do Madalińskiego Stanisława Sicińskiego[2], pisarza grodzkiego przemyskiego, aby przynajmniej podjął próbę negocjacji ze starostą. Jednak tym razem księżna poniosła porażkę. Madaliński nie dość, że pozostał niewzruszony na swoim stanowisku, to jeszcze pozwolił sobie na pouczenia. Oto, co powiedział Sicińskiemu[3]:
Pożal się Boże, że pobożna pamiątka śp. księcia JM[4] tak wielkiego w tej ojczyźnie senatora do takiej okazji z grobu wzruszona zostaje[5]. Nasłuchał się już, mówi[6], sam JKM pan nasz (miłościwy) rozmaitych strony tej jurydyki przed majestatem swoim[7] trudności, których już ponawiać nie życzyłbym sobie więcej. A te pański JKMci rozsądek do tego przywiodły, że po śmierci nieboszczyka śp. JeMPana wojewody czernihowskiego[8], który był[9] to starostwo i z jurydyką otrzymał, moje od księcia JMści słabe uznawszy prawo, nowym przywilejem przy mnie dożywotnie utwierdził i pensją osobną wesprzeć raczył. Ale i wszytka Rpta nie raz napatrzyła[10] się tej tragediej. Zaczym, powieda[11], miałaby się Xżna JejMć moja MPani raczej się cieszyć z tego, że to, co było[12] pierwej z rąk Xcia JMści śp. straconego, przez łaskę JKMci pana mego miłościwego przy mnie, a nie przy kim[13] innym zostaje. Z tą tedy pamiątką i ozdobą łaski JKMci umierać chcę i będę.
Odmowa nie mogła być bardziej dobitna. Madaliński zatrzymał starostwo aż do swojej śmierci w 1668 r., tocząc o nie boje z jeszcze innym dawnym sługą Wiśniowieckich, Aleksandrem Ludwikiem Niezabitowskim.
Co uderza w całej sytuacji, to fakt, że Michał Kazimierz Radziwiłł poprosił o pomoc Gryzeldę, która przecież, przynajmniej teoretycznie, nie miała już żadnego wpływu na dawnych ludzi swojego męża. Ona zdawała sobie sprawę z bezcelowości tych negocjacji[14], ale podjęła się ich, co świadczy o dobrej woli Wiśniowieckiej i o dobrych stosunkach między rodzinami, a co w przyszłości miało się bardzo księżnej przydać. To właśnie Michał Kazimierz Radziwiłł podejmował bankietem nowo obranego króla w 1669 r. i to jego i jego matkę wybrał na chrzestnych swojego syna, a jego żona, Katarzyna z Sobieskich, wspólnie z księżną pomagały Annie ze Stanisławskich unieważnić małżeństwo z Janem Kazimierzem Warszyckim. Radziwiłłowie stanowili też pomost pomiędzy malkontentami a królem, przynajmniej dopóki żyła jego matka.
[1] Spór o starostwo przemyskie w: http://przemyskiehistorie.pl/pliki/ppkstarostowieok.pdf dostęp: 11.04.2023 oraz w książce W. Łozińskiego Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku, Warszawa 2022, s. 54-57.
[2] W katalogach archiwalnych błędnie odczytany jako „Siański”. Stanisław Siciński był ściśle związany z Wiśniowieckimi, najpierw z Jeremim, a po jego śmierci z Gryzeldą, został nawet jednym z egzekutorów jej testamentu.
[3] List Stanisława Sicińskiego do księżnej w tej sprawie zachował się w Archiwum Lubomirskich z Małej Wsi sygn. 1/343/0/-/1697
[4] Jeremiego Wiśniowieckiego.
[5] Księżna prawdopodobnie odwołała się do pamięci po zmarłym mężu.
[6] Marcin Madaliński. Siciński sprawozdaje księżnej jego słowa.
[7] Zapisane: swojem
[8] Zapisane: czerniechowskiego. Chodzi o Marcina Kalinowskiego, który przejął starostwo po Jeremim Wiśniowieckim.
[9] Zapisane: beł
[10] Zapisane: napatrzeła
[11] Madaliński.
[12] Zapisane: beło
[13] Zapisane: kiem
[14] Na pewno zdawał sobie z tego sprawę sam Siciński, który w tym samym czasie pisał o tym do L.A. Niezabitowskiego (Archiwum Tyzenhauzów sygn. 1/351/0/7/G463a), z tym, że Siciński znów jest błędnie odczytany jako „Siański”.